Odcinek IV – Ideał sięgnął dna

Czy można być idealnym? Czy da się osiągnąć taki stan? Myślę, że prawie każdy odpowie niemalże automatycznie, że to bez sensu, bo nie można być idealnym. Nie ma idealnych żon, mężów, dzieci, domów, sylwetek, sposobów na wychowywanie dzieci czy też rozwiązań. I ja się z tym zgadzam.  Zastanawiam się jednak, czy oby na pewno zawsze o tym pamiętamy w naszym codziennym życiu?

Gdy cofam się pamięcią o ok. dwa lata wstecz, z żalem stwierdzam, że nie zdawałam sobie sprawy, że w swoim życiu dążyłam do osiągnięcia ideału work-life balance. Wydawało mi się, że aby mieć więcej wolnego czasu dla siebie i dla rodziny, wystarczy jedynie wszystko lepiej zorganizować. Nieustannie zmieniałam więc proporcje na szalkach, w oczekiwaniu na dzień, kiedy poczuję, że mam wszystko pod kontrolą i osiągnę stan równowagi. Niestety czas mijał, a ja nie uzyskiwałam satysfakcjonujących mnie efektów.

Teraz wiem, że moje starania były syzyfowe, bo ów balans nie istnieje. To jedynie ideał, do którego ślepo dążyłam. Niestety moja droga do odkrycia tej prawdy, nie była ani krótka, ani łatwa, ani bezbolesna. Nie pamiętam wszystkich jej zakrętów i prostych. Pamiętam jednak dobrze dwie rozmowy, które były dla mnie bodźcem, aby tę drogę przejść.

Czasami dzieją się w naszym życiu rzeczy, które są niemiłe i najchętniej cofnęlibyśmy czas, aby zmienić bieg wydarzeń i im zapobiec. Ja tak miałam, kiedy pewnego dnia cofając na parkingu, porysowałam samochód sąsiadki. Samochód był nowy, miał zaledwie 2 dni. Moja sąsiadka sprezentowała go sobie z okazji przejścia na emeryturę. Zarysowanie, które zrobiłam, było duże i widoczne. Było mi strasznie głupio i bałam się konfrontacji z Panią Gracjelą. Gdy spisywałyśmy protokół szkody, wydarzyło się jednak coś, czego się zupełnie nie spodziewałam. Pani Gracjela nie była ani zła, ani smutna. Powiedziała mi, że widocznie tak musiało być i wierzy, że ten szybki chrzest jej auta był po to, aby w przyszłości nie miał on już więcej szkód. Jej spokój i ciepło mnie urzekły. Pomyślałam, że Pani Gracjela to ciekawa i wyjątkowa osoba. Wcześniej prawie w ogóle się nie znałyśmy. Tego dnia jednak mnie zaciekawiła i długo rozmawiałyśmy. O życiu, o rodzinie, o pracy, o wychowywaniu dzieci. Pani Gracjela opowiedziała mi wtedy o sobie, a dokładnie o tym, że jest matką 3 synów i że kiedyś dokonała wyboru pomiędzy pracą, a ich wychowywaniem. Nie była to dla niej łatwa decyzja. Miała dobrą pracę, z dobrą perspektywą na przyszłość. Mimo tego czuła, że godzenie jej z wychowywaniem małych dzieci, nie jest dla niej łatwe. Pani Gracjela długo nad tym rozmyślała i ostatecznie doszła do wniosku, że nie da się pogodzić świata rodziny i pracy. Trzeba zaakceptować wieczne tarcie między nimi albo wybrać jeden z nich, a drugi odłożyć na później. W Pani Gracjeli nie było zgody na to tarcie i jego konsekwencje. Nie zgadzała się na wieczną gonitwę, zdenerwowanie, rozkojarzenie, pracę po nieprzespanych nocach lub zajmowanie się dziećmi po stresującym dniu w pracy. Jasne było też dla niej, że wychowywania dzieci nie da się odłożyć na później. Jej wybór był więc dla niej oczywisty. Wybrała dzieci, a do pracy wróciła dopiero wtedy, kiedy wystarczająco podrosły. Powiedziała mi też, że nie żałuje swojej decyzji i że przez ten czas, który spędziła z dziećmi, zbudowała z nimi wspaniałą więź na lata.

Do dzisiaj nie wiem, czemu Pani Gracjela mi to wszystko opowiedziała. Może miała taką potrzebę, a może dostrzegła ją we mnie. Może czuła, że szukam takiej inspiracji. Ja wtedy na pewno tego nie czułam. Pamiętam, że podczas tej rozmowy myślałam jedynie, że wybór, jakiego dokonała Pani Gracjela, w dzisiejszych czasach byłby oderwany od rzeczywistości. W dzisiejszych czasach kobiety są bowiem inne. Godzą pracę i wychowywanie dzieci. Inni też są mężczyźni, bo angażują się w wychowywanie dzieci bardziej niż kiedyś. Pomyślałam, że świat się zmienił i zmienił się również model funkcjonowania rodziny. Rozsądne jest zatem dostosowanie się do niego.

Rozmowę z Panią Gracjelą długo ignorowałam w swoich przemyśleniach. Wróciłam jednak do niej myślami parę miesięcy później. Było to przy okazji prowadzenia jednej z moich spraw. Wielkiej sprawy wielkiego pożaru. Sprawa była na tyle duża i poważna, że prowadziliśmy ją w kilka osób. Między innymi współpracowałam wtedy blisko z moją koleżanką z pracy Dobrusią, którą znałam najsłabiej ze wszystkich w kancelarii. Było tak, ponieważ Dobrusia pracowała zawsze z domu. Pojawiała się w biurze bardzo sporadycznie. Dopiero przy okazji prowadzenia tej sprawy, lepiej się poznałyśmy, bo byłyśmy zmuszone ze sobą dużo rozmawiać. Dość szybko oprócz tematów czysto strategicznych, zaczęłyśmy rozmawiać również na tematy prywatne. Dowiedziałam się wtedy, że Dobrusia pracuje z domu, w niepełnym wymiarze czasu, bo woli mieć go więcej dla dzieci i męża. Dobrusia bardzo pilnowała podziału pomiędzy czasem pracy a czasem dla rodziny. Gdy zbliżał się czas, który miała zarezerwowany dla rodziny, nie było mowy, aby zrobiła wyjątek i kontynuowała ze mną dywagacje na temat kolejnych zwrotów akci w naszej sprawie. Wcześniej, kiedy dzieci były małe w ogóle przestała pracować na parę lat, bo chciała się nimi lepiej zająć. Podobnie jak Pani Gracjela Dobrusia też wierzyła, że dobrze zbudowana relacja z dziećmi zaowocuje w przyszłości. Choć Dobrusię w wychowywaniu dzieci mocno wspierał mąż, instynkt podpowiadał jej, że rodzina będzie funkcjonowała lepiej, gdy ona zajmie się dziećmi i domem na cały etat. Czuła, że to ona jest strażniczką domowego ogniska.

Historia Dobrusi zrobiła na mnie ogromne wrażenie, bo była to historia dziewczyny jedynie kilka lat ode mnie straszej, podobnie myślącej, wykonującej ten sam zawód. Dobrusia zatrzymała swoją karierę prawniczą mimo licznych sukcesów, które teoretycznie mogły ją napędzić do tego, żeby iść jeszcze dalej po jeszcze więcej. Słuchałam jej i czułam, jak mnie hipnotyzuje tym co mówi. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że też mam taki instynkt, jak Dobrusia i kiedyś Gracjela. Nie dopuszczałam go jednak do głosu. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego się przed nim wzbraniałam. Myślę, że nie pomagała mi przede wszystkim wiara w work-life balance oraz wizerunek współczesnej, wielozadaniowej kobiety. Wstydziłam się przyznać sama przed sobą, że dla mnie to za duże obciążenie i jednocześnie bałam, chociażby na chwilę spróbować żyć wbrew tym ideałom i wyobrażeniom.

Ciąg dalszy w następnych odcinkach.

P.S. Imiona bohaterek tego opowiadania zmieniłam, ponieważ chcę zachować ich anonimowość 🙂 Pasują one jednak do ich osobowości i tego, jak je zapamiętałam 🙂

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź