Odcinek I – Pocztówka z Chicago

Moja przeprowadzka na Teneryfę podyktowana była pewną decyzją, którą podjęłam pod wpływem impulsu. Decyzja ta w zasadzie polegała jedynie na tym, że odpowiedziałam szczerze na jedno krótkie pytanie, które zadał mi mój mąż. Odpowiedź ta, to było dosłownie jedno słowo – TAK. Zanim jednak zdradzę, jakie to było pytanie, chciałabym opowiedzieć historię tego, dlaczego odpowiedziałam na nie twierdząco. Ten aspekt jest bowiem bliższy mojemu sercu. Jest po prostu o mnie. Żeby jednak to dobrze wytłumaczyć, muszę się cofnąć w czasie.


Jedno z mocniejszych wspomnień, jakie mam z dzieciństwa, w zasadzie wyznaczyło mi drogę już dawno temu. Pochodzi ono z dnia, kiedy pierwszy raz samodzielnie mogłam iść na spacer poza ulicę, na której znajduje się mój dom rodzinny. To, co wtedy przeżyłam, totalnie mnie zaskoczyło. Odkryłam znane mi miejsca na nowo. Zaczęłam dostrzegać szczegóły, których wcześniej nie widziałam. Wydarzenie to wzbudziło we mnie pragnienie poznawania nowych miejsc. Wakacje u dziadków, kolonie i wycieczki klasowe to było za mało. Gdy byłam trochę starsza, w tajemnicy przed rodzicami, wyjeżdżałam na swoim rowerze na naprawdę dalekie wycieczki poza miasto. Zwiedzanie świata w pojedynkę, we własnym tempie, najbardziej mi odpowiadało.

W podróżach poza Polskę też dość szybko się rozmarzyłam. Pamiętam, jak bardzo zafascynowała mnie pocztówka z Chicago, którą dostałam od wujka. Godzinami gapiłam się na wieżowce z tej pocztówki i zadawałam sobie tysiące pytań. Począwszy od tego, co to za miejsce, a skończywszy na tym, jak długo płynie tam statek, a ile czasu leci samolot? Wtedy zaczęłam bardzo intensywnie marzyć o podróżach po świecie.

Na moje pierwsze świadome, zagraniczne wakacje pojechałam dopiero w wieku 16 lat. Dokładnie pamiętam dzień, w którym rodzice powiedzieli mi, że się zgadzają i mi taki wyjazd zasponsorują. Co to było za wydarzenie! Pojechałam autokarem przez Eurotunel do Londynu! Mieszkałam u angielskiej rodziny na przedmieściach. W ciągu dnia bardzo aktywnie zwiedzałam Londyn, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Z wyjazdu zapamiętałam dosłownie każdy dzień i chwilę. Przede wszystkim: pierwszą w życiu podróż metrem; zapach trawy na Wimbledonie; zachwyt, jaki czułam, stojąc okrakiem na południku zerowym; zaskoczenie podczas publicznych wystąpień w Hyde Parku; determinację, z jaką próbowałam zwiedzić dokładnie całe British Muzeum w jeden dzień; czy też spontaniczny taniec na ulicy z kibicami z Brazylii, którzy świętowali wtedy zwycięstwo swojej drużyny piłkarskiej.

W Londynie pierwszy raz zderzyłam się z wielokulturowością i różnorodnością językową. Ponownie przeżyłam objawienie tego, jak ciekawy jest świat i ludzie. Moimi idolami stali się wielcy podróżnicy, artyści i poligloci. Zaczęłam zastanowić się, ile miejsc na świecie jeszcze mogę zobaczyć i ilu ciekawych ludzi poznać? Ciekawiło mnie, czy wystarczy mi na to wszystko życia? Po tych wakacjach złożyłam sobie nastoletnią przysięgę, że zobaczę cały świat!

Od fascynacji światem i ludźmi w sumie blisko do przeprowadzki na Teneryfę. Jeżeli jesteś ciekawy (a), czemu dla mnie to nie jest koniec tej historii, a dopiero początek, to zapraszam do kolejnego odcinka.

Brak komentarzy

Zostaw odpowiedź